poniedziałek, 28 lipca 2014

Nie pchać

>>Przebudzenie<<

Anthony de Mello


Rozmyślania połączone z naśladowaniem zewnętrznych zachowań Chrystusa nic nie dają. Nie idzie przecież o imitowanie Chrystusa, ale o to, by stać się tym, czym był Chrystus. Jest to kwestia stania się Chrystusem, uzyskania świadomości, zrozumienia tego, co dzieje się wewnątrz ciebie. Wszystkie inne metody mające służyć zmianie siebie można porównać do pchania samochodu. Przypuśćmy, że musisz udać się w podróż do odległego miasta. W drodze psuje ci się samochód. No tak, fatalnie. Samochód jest zepsuty, a więc zakasujemy rękawy i zaczynamy pchać nasz samochód. Pchamy i pchamy... aż do odległego miasta.
- Uff - mówimy - dobrnęliśmy.
A następnie pchamy samochód drogą do następnego miasta! Powiecie:
- A jednak w końcu dotarliśmy. - Ale czy to ma być życie? 
Wiecie czego wam trzeba? Eksperta, mechanika, który podniesie maskę i wymieni świecę. Przekręci klucz w stacyjce i samochód pojedzie. Potrzebny jest specjalista - potrzebne jest zrozumienie, wgląd, świadomość. I wtedy nie będziecie musieli pchać. Niepotrzebny wysiłek! To dlatego ludzie są tacy zmęczeni, obezwładnieni znużeniem. I mnie, i was uczono niezadowolenia z siebie. I to jest psychologiczne źródło zła. Jesteśmy ciągle niezadowoleni, nieusatysfakcjonowani - ciągle pchamy. Pchaj, włóż w to jeszcze więcej wysiłku i jeszcze więcej. Ale wewnętrzny konflikt pozostanie i bardzo niewiele z niego zrozumiesz.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Każdy jest geniuszem

Bardzo sobie cenię rekolekcje Anthonego De  Mello, w których zawarta jest wszelka miłość i mądrość natury. Niektórzy twierdzą, że opisuje rzeczy zbyt skomplikowanie, ja natomiast twierdzę, że pisze w sposób otwarty na świat, na ludzi i naturę każdej istoty żyjącej na ziemi. Nie chwali jednych, by zganić drugich. Z jego słów płynie wielka miłość do każdej żyjącej istoty oraz mądrość, która wynika z uważnej obserwacji życia.

Nie bez powodu przytoczyłam tutaj kilka z jego licznych rekolekcji, bowiem moim zdaniem tego trzeba współczesnemu człowiekowi, by się obudził i uświadomił sobie, że żyje w uśpieniu, w nieświadomości. Bajka o orle, który dorastał i wychowywał się w kurzej zagrodzie dotyczy wielu ludzi. Zatytułowałam posta przebudzenie do oświecenia, ponieważ zgadzam się z De Mello, że jesteśmy uśpieni i żyjemy niczym zombie jak ciała bez duszy, żywe roboty.

Bajeczka opowiada o orle, który wylągł się i wychowywał w kurniku wraz z innymi kurami. Nie był świadomy tego, że jest orłem więc zachowywał się tak jak inne koguty, bo dorastał w ich środowisku i przejmował ich zachowania. Orzełek nauczył się gdakać, trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów nad ziemią, bo tak też robią jego współbratyńcy. Któregoś dnia ujrzał pięknego orła szybującego po niebie i zapytał kurę stojącą  obok: - kim jest to piękne stworzenie? Kura odpowiedziała lecz szybko sprowadziła go z obłoków na ziemię mówiąc: - "to jest orzeł, król ptaków, ale nie myśl o tym, bo my jesteśmy inni niż on". Więc orzeł już o tym nie myślał i umarł w zagrodzie z przekonaniem, że jest podwórkowym kogutem.

Przełóżmy teraz bajkę na naszą rzeczywistość. Człowiek stworzony jest na Boskie podobieństwo czyli jego możliwości są nieograniczone. Jednak rodzimy się w takim, a nie innym środowisku, które ogranicza i spłyca nasze możliwości. Dorastamy i starzejemy się myśląc, że mamy ograniczone możliwości. Oddajemy władzę nad sobą stojącym wyżej w hierarchii, którzy tworząc prawa i normy ograniczają naszą świadomość. Umieramy z przekonaniem, że jesteśmy zwykłymi, podległymi innym śmiertelnikami kiedy tak naprawdę drzemie w każdym z nas Boski pierwiastek. Niestety w wielu z nas jedynie drzemie, wciąż i nadal tak będzie póki się nie przebudzimy.


Przebudzenie polega na tym, by utrzymać czyste serce, otwarty umysł i należy wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Mistrz Eckhart mówi: „Nie przez działania będziesz zbawiony (lub przebudzony, nazywaj to jak chcesz), ale przez swe bycie. Nie to, co robisz, będzie sądzone, ale to, czym jesteś.

W minionej erze Ryb, która gościła w życiu ludzkości przez dwa tysiące lat, do umysłów przeciętnych ludzi wpajano potrzebę podległości i podporządkowania stojącym wyżej w hierarchii. Wielu sprytnych i wykształconych, należących do elity wykorzystało aurę „nowych czasów” i stworzyli system hierarchii pionowej, gdzie na czele stoi przywódca, a cała reszta jest mu posłusznie podległa. Urosły w siłę różnice między ludźmi co przyczyniło się do przyrostu negatywnych uczuć, które są zalążkiem dzisiejszej epidemii jaką stanowi depresja. Era Ryb była erą wiary i ofiary. W istocie kwestie wiary rozwinęły się w tym okresie do granic możliwości. Nie mówię tutaj jedynie o kwestiach wiary duchowej, ale chciałabym zwrócić uwagę również na kwestie wiary jakie lokujemy w przywódców państwowych począwszy od monarchistycznych, a zakończywszy na politycznych. Władza przesłoniła wielu osobom oczy i ujarzmiła ich człowieczeństwo jednak nie dlatego, że władza jest czymś złym, ale dlatego, że sami pozwoliliśmy na to, by taka właśnie się stała. A wszystko z powodu nieświadomości i uśpienia ludzkiej czujności.
Kwestie ofiary również znalazły swój czas. Problem polega na przerzucaniu/odrzucaniu odpowiedzialności, bo przecież, to nie nasza wina, że świat jest taki, jaki jest. Ta tendencja rozprzestrzeniła się jak plaga. Wielu z nas czuje się ofiarami a to systemu, a to szefa, a to jeszcze kogoś lub czegoś innego kiedy w istocie to my sami jesteśmy stwórcami własnego życia. Tak, to my tworzymy swoje życie w taki, a nie inny sposób, to my dokonujemy wyborów, które z czasem okazują się niewłaściwe. Dlaczego więc unikamy odpowiedzialności za taki, a nie inny stan rzeczy? Ilu z nas jest w stanie spojrzeć sobie w oczy i przyznać się do błędu? Uderzmy się w piersi, zdobądźmy się na szczerość, szczególnie przed sobą samym.

Oto jeden przykład: kto w systemie demokratycznym wybiera ludzi, którzy będą sprawowali władzę oraz będą reprezentowali interes publiczny/społeczny? To my dokonujemy wyborów, to my udajemy się do urn wyborczych oddając swój głos na któregoś z kandydatów. Ilu jest wśród nas, którzy ignorują swój demokratyczny obowiązek?  Jest nas wielu, czego dowodem jest frekwencja. Dlaczego więc mamy pretensje do władzy, że nie wypełnia obowiązków zgodnie z naszymi oczekiwaniami skoro oddaliśmy swoje prawo głosu tym, którzy tam chodzą i oddają głos na swojego kandydata? Kto za to ponosi odpowiedzialność? Do kogo powinniśmy skierować ewentualne pretensje? Tak masz jak dbasz! Ile dajesz, tyle otrzymujesz! Pozwoliłam sobie umieścić na łamach tego bloga kolejne bardzo sugestywne opowiadanie: „Rację ma świat”.

Młody chłopiec przechadzając się brzegiem rzeki zauważa uwięzionego w sieci krokodyla, który dostrzegając chłopca prosi go o uwolnienie. Początkowo chłopiec ma wątpliwości, bo krokodyl to drapieżnik i ludożerca, ale krokodyl zapewnia go, że nie mógłby zrobić krzywdy swojemu wybawcy. W końcu chłopiec uwierzył w słowa i daje się przekonać, ściąga sieć i ląduje w paszczy krokodyla. Trudno mu uwierzyć w to co zrobił krokodyl, ale nie poddaje się usiłując ustalić, który z nich ma rację; chłopiec, który okazał współczucie drapieżnikowi, czy też krokodyl, który chce wykarmić swoje młode. Pyta ptaka siedzącego na gałęzi, starego osła pasącego się na brzegu rzeki oraz przebiegającego obok zająca. Kto ma rację? Ptak i osioł przyznają rację krokodylowi opowiadając swoje historie i podsumowując, że tak jest ten świat stworzony, po prostu silniejszy wygrywa. Królik słynie ze swojego sprytu i udaje mu się przekonać krokodyla, żeby wszyscy zainteresowani wzięli udział w dyskusji wyjaśniającej wątpliwości. W momencie kiedy krokodyl wypuścił chłopca ze swojej paszczy królik rzuca komendę – uciekaj! Chłopiec ucieka i powraca w to miejsce ze swoimi ziomkami, którzy zabijają krokodyla i tym samym zapewniają sobie dobrą strawę tego dnia. Chłopcu towarzyszy wtedy jego pies, który dostrzega królika i zagryza go. Kiedy chłopiec zauważa sytuację podbiega do królika, a ten umierając przyznaje rację krokodylowi twierdząc, że takie są prawa natury.
Nie istnieje wyjaśnienie wszelkiego cierpienia, zła, męczarni, zniszczenia i głodu na świecie. Bo życie jest tajemnicą, co oznacza, że myślący umysł nie jest tego w stanie rozwikłać. Dlatego właśnie należy się przebudzić i wtedy każdy przebudzony pojmie, że nie w świecie ukryte są problemy, ale że my sami jesteśmy problemem.

Czasy ewoluują. Nic nie stoi w miejscu i ludzkość również powinna iść z prądem. Samo nic się nie załatwi. Mam jednak wrażenie, że wielu bezczynnie czeka na rozwój sytuacji, która bez naszego udziału zmusi nas do zaakceptowania nowego, często narzucanego porządku. Wybór należy do nas.

    Ludzie pogrążeni są we śnie czytają święte księgi i w oparciu o nie krzyżują Mesjasza. Musisz się obudzić aby pojąć sens tych świętych ksiąg. One mają sens jedynie dla przebudzonych. Podobnie i rzeczywistość. Nigdy jednak nie będziesz w stanie oddać tego słowami; może bardziej za pomocą czynów. Ale i wówczas trzeba się będzie upewnić, czy nie rzucasz się w działanie po to, aby uciec przed negatywnymi uczuciami. Wielu ludzi rzuca się w wir działania pogarszając tylko sprawę. Nie przychodzą z miłości, lecz wypchani są negatywnymi uczuciami. Poczuciem winy, złością, nienawiścią, pewnego rodzaju poczuciem niesprawiedliwości lub czymś podobnym. Musisz upewnić się co do „swojej” istoty, nim podejmiesz działanie. Musisz upewnić się co do tego, kim jesteś – nim zaczniesz działać. Niestety , kiedy ludzie śpiący przechodzą do działania, zmieniają po prostu jedno okrucieństwo na drugie, jedną niesprawiedliwość na drugą. I trwa to bez ustanku.
    ...słowa św. Pawła: „Gdybym cały swój majątek rozdał na żywienie ubogich i własne ciało wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże…” Nie twoje czyny, ale sposób bycia ma znaczenie. Wtedy możesz działać. Możesz, ale nie musisz. Dopóki nie jesteś przebudzony, nie możesz o tym decydować. Niefortunnie kładzie się cały nacisk na znaczenie tego świata, a bardzo mało uwagi poświęca się kwestii przebudzenia. Kiedy się już przebudzisz będziesz wiedział, co robić albo czego nie robić…
… Postrzegamy rzeczy lub osoby nie takimi, jakimi one są, ale zależnie od tego jacy sami jesteśmy.
Pamiętacie zdanie z Pisma Świętego o tym, że dla kochających Boga wszystko przemienia się w złoto? Kiedy w końcu się obudzisz, nie będziesz próbował robić dobrych rzeczy – one po prostu będą się wydarzać. Zrozumiesz nagle, że wszystko, co cię spotyka, jest dobre. Pomyśl o ludziach, z którymi żyjesz i których chciałbyś zmienić. Oceniasz ich jako niestałych, nierozważnych, niepewnych, zdradliwych. Ale kiedy ty się zmieniasz, to i oni będą inni. I ty będziesz inaczej na nich patrzył. Ktoś, kto wydawał się przerażający, teraz wyda się przestraszony. Ktoś, kto wydawał się grubiański, również wyda się dręczony lękiem. Zupełnie nagle nikt nie będzie w stanie wymóc na tobie czegokolwiek. To coś takiego, jak na przykład wtedy, gdy zostawiasz na stole książkę, ja ją podnoszę i mówię: „Usiłujesz coś na mnie wymóc – muszę bowiem tę książkę wziąć albo nie wziąć.”  Jakże ludzie są zajęci oskarżając wszystkich dookoła, bombardując oskarżeniami życie, społeczeństwo, sąsiadów. W ten sposób nic nie będziesz w stanie zmienić; utkniesz w swym koszmarnym śnie, nigdy się nie przebudzisz.
Przećwicz to tysiąckrotnie:
a)   Zidentyfikuj swe negatywne uczucia
b)   Zaakceptuj, że są one w tobie, a nie na zewnątrz, w świecie
c)   Nie traktuj ich jako integralnej części „ja”, są one bowiem czymś przejściowym
d)   Zrozum, że kiedy ty się zmienisz, zmieni się wszystko.

_________________________________________________________________
 Anthony De Mello - Przebudzenie

czwartek, 17 lipca 2014

Rację ma świat

>>Przebudzenie<<

Anthony De Mello


Kiedy się przebudzisz, kiedy zrozumiesz, kiedy zobaczysz - porządek świata wyda ci się słuszny. Zawsze gnębi nas problem zła. Istnieje niezwykle sugestywne opowiadanie o małym chłopcu wędrującym wzdłuż brzegu rzeki. Spostrzega krokodyla złapanego w sieć. Krokodyl odzywa się do niego:
- Czy ulitujesz się nade mną i uwolnisz mnie? Być może wyglądam fatalnie, ale wiesz, to nie moja wina. Tak mnie stworzono. Bez względu na mój wygląd bije we mnie serce matki. Przybyłam tutaj w poszukiwaniu pożywienia dla moich małych i wpadłam w pułapkę. 
Na to chłopiec:
- Gdybym pomógł ci uwolnić się z tej pułapki, złapałabyś mnie i pożarła.
Na to krokodyl:
- Czy myślisz, że zrobiłabym to swemu dobroczyńcy i wyzwolicielowi?
Chłopiec daje się przekonać i zdejmuje sieć, a krokodyl go łapie. Uwięziony pomiędzy szczękami krokodyla mówi:
- A więc tym mi odpłacasz za mój dobry uczynek?
Krokodyl odpowiada:
- No tak synu, nie odnoś tego tak wyłącznie do siebie. Taki jest świat. Takie są reguły życia.
Chłopiec protestuje, wobec czego krokodyl składa propozycję:
- Zapytajmy kogoś, czy nie mam racji?
Wtem chłopiec spostrzega ptaka siedzącego na gałęzi i pyta:
- Ptaku, czy krokodyl ma rację?
Ptak odpowiada:
- Krokodyl ma rację. Spójrz na mnie. Pewnego razu wracałem do gniazda niosąc pożywienie dla moich małych. Wyobraź sobie moje przerażenie, gdy zobaczyłem węża wspinającego się po cichu po pniu wprost ku gniazdu. Byłem całkowicie bezradny. Wąż pożerał moje małe, jedno po drugim. Krzyczałem i piszczałem, ale bezskutecznie. Krokodyl ma rację, takie jest prawo życia, tak skonstruowany jest świat.
Na co krokodyl:
- No widzisz.
Ale chłopiec nie rezygnuje i prosi:
- Zapytajmy jeszcze kogoś innego.
Krokodyl zgadza się. Na brzegu rzeki pasie się stary osioł.
- Ośle - mówi chłopczyk - czy krokodyl ma rację?
Osioł odpowiada:
- Tak, ma całkowitą rację. Spójrz na mnie. Całe życie pracowałem ciężko dla mego pana i ledwo miałem co jeść. Teraz kiedy jestem stary i bezużyteczny, pan wypuścił mnie i tak oto wędruję po świecie, czekając, aż jakiś dziki zwierz zakończy dni mego życia. Krokodyl ma rację, takie jest życie, tak jest skonstruowany świat.
Krokodyl na to:
- No widzisz.
Chłopiec nie ustępuje:
- Daj mi jeszcze jedną szansę. Zapytajmy kogoś raz jeszcze. Pamiętaj o tym, jak byłem dobry dla ciebie.
Krokodyl się zgadza. Chłopiec widzi przebiegającego królika i pyta:
- Króliku, czy krokodyl ma rację?
Królik siada i zwraca się do krokodyla:
- Powiedziałeś tak temu chłopcu?
Krokodyl mówi:
- Tak.
Na co królik:
- Poczekaj chwilę, musimy to przedyskutować.
Krokodyl na to się zgadza.
- Jakże możemy dyskutować, skoro trzymasz tego chłopca w paszczy? - stwierdza królik. - Wypuść go, musi wziąć udział w naszej naradzie.
A na to krokodyl:
- Jesteś sprytny, króliku. Jak go wypuszczę, to mi ucieknie.
Królik w odpowiedzi:
- Myślałem, że jesteś rozsądniejszy. Gdyby chciał uciekać, jedno uderzenie twojego ogona zabije go.
Krokodyl zgadza się z królikiem i wypuszcza chłopca.
Królik krzyczy:
- Uciekaj! - i chłopiec daje nogi za pas. Wówczas królik zwraca się do chłopca:
- Czy nie przepadasz za mięsem krokodyla? Czy ludzie z twojej wsi nie lubią smacznych posiłków? Tak naprawdę, to do końca nie wypuściłeś krokodyla z sieci. Tkwi w niej jeszcze. Dlaczego nie pójdziesz do swej wsi i nie zawołasz swych ziomków?
Chłopiec tak czyni. Mieszkańcy wioski przybywają z siekierami, włóczniami i kijami i zabijają krokodyla. Chłopcu towarzyszy jego pies. Dostrzega królika, łapie go i zagryza. Chłopiec przybywa zbyt późno. Umierający królik mówi:
- Krokodyl miał rację, takie jest prawo życia.
Nie istnieje wyjaśnienie wszelkiego cierpienia, zła, męczarni, zniszczenia i głodu na świecie. Nigdy tego nie wyjaśnisz. Możesz bawić się swymi wyjaśnieniami, religijnymi czy też innymi - ale nie wyjaśnisz tego nigdy. Bo życie jest tajemnicą, co oznacza, że twój myślący umysł nie jest w stanie tego rozwikłać. Dlatego właśnie masz się przebudzić i wtedy dopiero pojmiesz, że nie w świecie ukryte są problemy, ale że ty sam jesteś problemem.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Matrix - nieświadomość śnienia - legalna niewola

Rzeczywistością dla wielu jest życie według planu: pobudka –> praca –> dom –> życie rodzinne, rozrywka –> sen i tak w kółko, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Żyjemy zgodnie z tym schematem od dziesięcioleci. Rozwój cywilizacyjny zagłusza w ludziach ich pierwotne instynkty oferując wygodę i dobrobyt, by życie stało się łatwiejsze. Owy luksus życia obwarowany normami prawnymi i społecznymi, okupiony odartą z ludzi wolnością, swobodą i niezależnością zamydla oczy wyimaginowanym rajem na ziemi odcinając jej mieszkańców od źródła życia, od korzeni, które stanowi Ziemia dla ludzi.
Warto przyglądnąć się temu zagadnieniu z różnych perspektyw zaczynając od najbliższej, czyli tej najbardziej prozaicznej i jakże przeciętnej.

Po przebudzeniu cywilizowany człowiek wykonuje kilka czynności życiowych, by udać się do pracy, bo przecież z czegoś trzeba żyć. Pracujemy i wykonujemy służbowe obowiązki, oddając życiową energię za wynagrodzenie. Czujemy się wolni i niezależni, bo dysponujemy środkami, za które możemy kupić dobra, które stanowią kolejny wytwór cywilizacyjny, by ułatwić życie ludziom na ziemi. W istocie, człowiek przy obecnym rozwoju cywilizacyjnym żyje łatwo i wygodnie, przynajmniej w porównaniu z dalszymi przodkami. Każdy ma dom lub mieszkanie, do którego wchodząc, załóżmy po zmierzchu, robimy pstryk za pomocą kontaktu elektrycznego i pojawia się jasność. Dzięki elektryczności oglądamy telewizję, słuchamy radia, gotujemy i wykonujemy całe mnóstwo czynności w domu. Zmechanizowane środki lokomocji są w posiadaniu większości, dzięki którym przemieszczamy się z miejsca na miejsce w relatywnie szybkim tempie, zdecydowanie szybszym niżeli mielibyśmy te odległości pokonać piechotą. Jedzenie również mamy na wyciągnięcie ręki, bez wysiłku z naszej strony. W sklepach kupujemy gotowe posiłki do obróbki termicznej, lub z zakupionych półproduktów przygotowujemy strawę w domu albo udajemy się do restauracji, a tam przygotowują dla nas to, co zamówimy z menu i podają „pod nos”. Za wszystko jednak trzeba zapłacić, bo nic nie otrzymujemy za darmo lub na tzw. „piękne oczy”.

Cywilizacja to twór, który degraduje człowieka do roli „mrówki-robotnicy”. Ostro powiedziane? Przy odrobinie wysiłku umysłowego i zmianie punku widzenia tak właśnie wygląda dziś życie większości ludzi.

Dla porównania warto przypomnieć sobie, chociażby z kart historii, jak żyli nasi dziadowie i pradziadowie. Z pewnością ich życie wydaje się współczesnemu człowiekowi trudne i ciężkie, bo żyli z pracy własnych rąk oddając swoją energię naturze, czyli uprawiając pola i polując na zwierzynę. Nie posiadali domów murowanych jak obecnie, nie było elektryczności, a światło nocą dawały ogniska, przy których gromadzili się wszyscy żyjący w grupie uskuteczniając, dziś rozumianą, rozrywkę społeczną. Czy to znaczy, że ludzie wtedy byli nieszczęśliwi? Z całą pewnością byli zdrowsi niż żyjący współcześnie.

Nie było pieniędzy, nie było etatów, nie było luksusów cywilizacyjnych, a przede wszystkim nie było depresji, samotności czy frustracji. Nasze zdrowie to koszt jaki ponosimy za dzisiejsze udogodnienia, za luksus, z którym człowiek tak bardzo się utożsamia, z którym tak ciężko mu się rozstać. Dobrowolnie zaciąga się w szeregi wyścigu szczurów, dobrowolnie zakłada sobie „kajdany cywilizacyjne”, by gromadzić dobra materialne, konkurować o lepsze miejsce w stadzie, wygryzać konkurencję i zdobywać uznanie społeczne czyli żyć wg ustalonego prawa i norm społecznych. Jakim kosztem? Kosztem własnego szczęścia, zdrowia i niejednokrotnie życia.

Pojęcie chorób cywilizacyjnych, z którym spotyka się dziś każdy człowiek pojawiło się wraz ze wzrostem cywilizacji. Wszechogarniająca depresja to dolegliwość z jaką nie borykał się człowiek sprzed lat, bowiem tempo życia przyspieszyło i tym samym naturalny rytm ludzkiej natury jest zniekształcany przez wytwory cywilizacyjne. Ludzie są częścią natury czy się to komu podoba, czy nie i powinni żyć w zgodzie z jej rytmem. Tymczasem wszelkie nienaturalne ingerencje w porządek natury wywołują anormalne stany we wszelkich organizmach żyjących w naturze. Nie trzeba być Alfą i Omegą, by zaobserwować galopujące tendencje cywilizacyjne. Człowiek przestaje być istotą żyjącą, pełnoprawnym elementem w naturze, ale ważniejsze od człowieka stają się reguły, prawa, ustalane normy i co za tym stoi, pieniądze czyli wartości materialne. Matrix opanował istoty żyjące do tego stopnia, że człowiek zapomina o swoich prawach jakie gwarantuje mu życie w naturze.  W ten sposób powstaje dysharmonia i nierównowaga między człowiekiem a naturą, które prowadzą do opłakanych w skutkach rezultatów. Matrix ma również antidotum na tą dolegliwość, a są nimi tabletki i suplementy, bez których ludzie żyjący w wysoko rozwiniętych krajach nie wyobrażają sobie normalnego życia.

Kolejny wytwór cywilizacyjny i domena ery Ryb – media, dzięki którym programuje się umysły ludzi cywilizowanych zgodnie z założeniami systemu lecz niekoniecznie w zgodzie z ludzką naturą. Za pośrednictwem tego potężnego narzędzia jakim jest telewizja i przy pomocy przekazów podprogowych, które działają na ludzką podświadomość  programuje się umysły ludzi cywilizowanych odnośnie ideałów czy potrzeb. Codziennie widzimy jak powinien żyć człowiek, co powinien jeść, jak się ubierać, jakich partnerów powinien mieć, co posiadać itd. Tu powstaje jeden z głównych katalizatorów depresji, a mianowicie frustracja. Nie mamy takiego domu, samochodu czy partnera, w rzeczywistości dzieci nie są tak baśniowe jak te przedstawione w reklamie, nie stać mnie, czy nie mam czasu chodzić do wystawnych restauracji więc jadam w pobliskim barze, albo muszę codziennie gotować dla rodziny etc. Widząc dzień w dzień ideały emitowane w telewizji odnosimy je do własnego życia, a jeśli nasze życie nie wygląda równie bajkowo jak w telewizji popadamy we frustrację, która jest prostą drogą do depresji. 
Sami wpędzamy się w ten młyn cywilizacyjny nie potrafiąc się do tego zdystansować. Nigdzie tego nie uczą, bo jest to podstawowe i oczywiście tajne narzędzie, które napędza koniunkturę.

Przeciętny człowiek bije się z własnymi myślami, ze sobą samym dzięki czemu wywołuje w sobie różne stany emocjonalne i w konsekwencji chorobowe. Jeśli w końcu udamy się po pomoc do lekarza niejednokrotnie wychodzimy od niego z poczuciem własnej beznadziejności, a dodatkowo w zaleceniach mamy przyjmowanie codziennie garści tabletek, które rzekomo pomogą w usprawnieniu życia. Lekarz to również człowiek, tyle że z dyplomem, a zwyczajny cywilizowany człowiek traktuje go jak wyrocznię. 
Gdzie jest nasz rozum, nasza mądrość przodków? Poszła w niepamięć wraz z rozwojem cywilizacji. Jakże znane lecz niestety zapomniane  jest powiedzenie: „jeśli sam sobie nie pomożesz nikt ci nie pomoże”. Spójrzmy na to z szerszej perspektywy, zwróćmy się po pomoc do natury, do jej mądrości.

W krajach „Trzeciego Świata” czas płynie spokojnie i zgodnie z naturalnym rytmem. Szeroko o tychże krajach mówi Wojciech Cejrowski w swoich reportażach z cyklu „Boso przez świat”. Przedstawia w nich prostych ludzi i ich proste życie w zgodzie z rytmem natury. Tam nie ma depresji czy frustracji, bo życie jest tam spokojne i pozbawione wyścigów więc ludzie nie są narażeni na dolegliwości psychiczne. Jeśli coś zacznie im dolegać, zachorują to udają się do tego, który leczy, nie lekami, ale naturalnymi miksturami, bądź rytuałami, które wypędzają z chorego złe moce. Zabobon pomyślicie? Jeśli ktoś jest słaby, jego organizm nie reaguje na leczenie, to odchodzi. Na tym polega również naturalna selekcja oraz prawo Kosmosu. Silniejszy przeżywa.

W krajach wysoko uprzemysłowionych życie jest pozornie prostsze. Pozornie, dlatego że udoskonalenia ułatwiają ludziom życie codzienne, ale upośledzają ich umiejętności przetrwania w naturze. W tych krajach człowiek jest albo kapitalistą albo pracownikiem. Kapitalista generuje zyski a pracownik wykonuje dla kapitalisty pracę najemną, za którą otrzymuje wynagrodzenie. Wysiłek pracowniczy jest kupowany za pensję tygodniową lub miesięczną, a wysokość tej pensji niejednokrotnie jest równoznaczna z kilku procentowym zyskiem pracodawcy. Pazerni kapitaliści dorabiają się fortuny i wysokich przywilejów, a przy tym pozbawieni są szacunku dla życia i zdrowia przeciętnego człowieka. Brak jest elementów pośrednich, dlatego też różnice między ludźmi są bardzo jaskrawe. Bogactwo i ubóstwo bez tzw. klasy średniej. Jeśli przeciętny człowiek, z grupy elementu pracy zachoruje, idzie do lekarza po diagnozę i receptę. 
Osobiście mam wiele do powiedzenia na ten temat, bowiem po wypadku komunikacyjnym sama korzystałam z lekarskiej pomocy. Ku memu ogromnemu zdumieniu darmowa opieka zdrowotna nie wywiązywała się ze swoich obowiązków, a na dodatek przysparzała mi większych kłopotów. W mojej sytuacji nastąpiła konieczność skorzystania z prywatnych usług lekarskich. Te okazały się bardziej skuteczne ale bezlitosne w chwili rozliczenia. W tym ustroju darmowe leczenie jest mało- albo nie-skuteczne. Niegdyś, w ustrojach niekapitalistycznych przeciętny i pełnoprawny człowiek mógł oczekiwać rzetelnej i fachowej pomocy specjalistycznej. Dziś jednak w chwili niedyspozycji staje się dla systemu zbędny, bezużyteczny czy nawet szkodliwy. Takie odniosłam wrażenie.

Edukacja dostosowana jest do potrzeb systemu kapitalistycznego, czyli okrojona wiedza nie przygotowuje człowieka do przetrwania w krwiożerczym systemie, ale uczy pracy, posłuszeństwa i zależności od kapitalistów. Nie uczy samodzielnego podejścia do życia w naturze, ale utrwala różnice między ludźmi oraz słabszych uświadamia, że urodzili się po to, by pracować dla innych. Oczywiście pozostaje tu spory margines dla ludzi bardziej ambitnych, którzy kształcą się wysoko, ale ich uczy się metod zaspokajania potrzeb własnych bez zwracania uwagi na potrzeby innych i ogółu. Spojrzenie na ten problem z szerszej perspektywy powinno uświadomić nam budowanie legalnego niewolnictwa w ramach norm i przepisów prawnych.




Już na koniec w ramach dygresji. Załóżmy, że któregoś dnia natura spowoduje, że świat, bądź jego część zostanie pozbawiona prądu bez możliwości złożenia zażalenia do przedsiębiorstw prądotwórczych, do elektrowni, bo ich po prostu nie będzie, znikną jak bańka mydlana. Co wtedy? Sklepy zamknięte, bo wszystko działa przecież na prąd, w mieszkaniu czy restauracji gotuje się również na urządzeniach elektrycznych, nie będzie telewizji, radia, komputerów ani nie będzie można skorzystać z bankomatu, nie będzie wody i gazu po prostu nie będzie niczego. I co wtedy? Jak przygotowywani jesteśmy do takich sytuacji w życiu? Założenia kapitalizmu, polityki pieniężnej i innych hierarchii są nieskończone. Ale żaden człowiek z naturą nie wygrał. Co wtedy? Czym, w obliczu kataklizmu, będą dla nas te wszystkie dobra materialne, których zdobywanie i gromadzenie pozbawia nas własnego człowieczeństwa i naturalnych umiejętności? A stoimy przed wizją ogólnoświatowego kryzysu finansowego. Wystarczy tylko kryzys, by zniewolić ludzi.




Ludzie żyjący w krajach „trzeciego świata” będą sobie żyli tak, jak do tej pory, ponieważ umiejętności przetrwania w naturze przekazywane są tam z pokolenia na pokolenie. Ich ogólnoświatowy kryzys finansowy, czy przemysłowy nie dotknie tak boleśnie jak ludzi z krajów wysoko uprzemysłowionych. Ludzie „trzeciego świata” są przywiązani do ziemi i jej dobrodziejstw, współpracują w grupie dla dobra ogółu, a ich bogactwo nie jest materialne lecz duchowe.